sobota, 5 października 2013

Dekoloryzacja w domu - dekoloryzator Renee Blanche - moja opinia

Witajcie :)

Jak to z kobietami bywa... Zapragnęłam zmiany. ;) Obiecałam sobie, że zapuszczam włosy, więc zmiana fryzury nie wchodziła w grę. Postanowiłam zatem zmienić coś w kolorze mojej czupryny.

Dekoloryzację preparatem od Renee Blanche robiłam już czwarty raz. Za każdym razem dowiadywałam się o tym środku czegoś nowego, mogłam poprawić swoje wcześniejsze błędy. Może mój wpis pomoże komuś z Was ich uniknąć lub nie rozczarować się, tworząc nierealne wyobrażenia.




W opakowaniu dekoloryzatora Renee Blanche znajdziemy 2 tubki preparatu (które należy zmieszać w stosunku 1:1) oraz dwie pary rękawiczek. Każda tuba ma po 100 ml. Na moje włosy o długości za łopatki produktu wystarczyło mi na dwukrotną dekoloryzację. Według producenta można zabieg powtórzyć do 3 razy jednego dnia. Wcześniej decydowałam się na przeprowadzenie zabiegu tylko raz, jednak z doświadczenia wiedziałam już, że do koloru, jaki chcę osiągnąć, jest to zbyt małe "ściągnięcie" koloru.



Z poprzedniej notki wstawiam zdjęcie koloru moich włosów sprzed dekoloryzacji. Jest to ciemny, chłodny brąz. Zależało mi na delikatnej korekcie koloru. Chciałam by mój brąz był bardziej kasztanowy, wpadał lekko w czerwień lub rudy, ale wiadomo, jak jest - mogłam spodziewać się dosłownie wszystkiego.

Zmieszałam po 50 ml z każdej tuby i za pomocą pędzelka zaaplikowałam na włosy, choć chyba wygodniej jest nakładać preparat rękami. Jeśli ktoś z Was się interesował tym dekoloryzatorem, to wszędzie jest napisane, że śmierdzi okrutnie, jak szambo. Cóż... Nie sposób się nie zgodzić. :D Śmierdzi, ale da się to wytrzymać, na szczęście nie jest to duszący zapach, po prostu nieprzyjemny. Ale jak ma pachnieć taka chemia? ;)

Producent zaleca trzymać produkt 20 minut, kontrolując proces wybijania pigmentu. Na moich włosach przez ten czas nic nie było widać. Zaglądałam pod czepek, a tam ciągle było ciemno, jednak wiedziałam z poprzednich dekoloryzacji, że po spłukaniu kolor będzie jaśniejszy. Postanowiłam jednak na własną odpowiedzialność trzymać produkt na włosach 40 minut.

Umyłam włosy 3 razy szamponem o neutralnym pH - Babydreamem. Wypłukanie pigmentu jest sprawą najważniejszą przy dekoloryzacji, zatem trwa to bardzo długo i warto się do tego przyłożyć. Ten szampon niestety tak plącze mi włosy, że... Ech, bardzo się męczyłam. ;P Do ostatniego mycia dodałam sok z połowy cytryny, by zamknąć łuski włosów. Nie nakładałam żadnej odżywki, by włosy były dobrze oczyszczone do drugiego etapu dekoloryzacji.
Włosy wysuszyłam i wyglądały tak:




Nierówny, sprany lis... Nic ciekawego. Martwiłam się tym, że mam całe włosy w "ciapki", bo przy poprzednich razach przekonałam się, że po farbowaniu nierówności są prawie niemożliwe do usunięcia i tak, jak wyglądają włosy po dekoloryzacji, tak będą wyglądały z nowym kolorem. Nie martwiąc się zbytnio, zrobiłam wszystko identycznie, jak za pierwszym razem. Dodając tylko płukankę z octu na sam koniec. To bardzo ważne, bo bez tego kolor ciemniał mi znacznie na następny dzień.




Za drugim razem kolor bardziej się wyrównał i wyglądał znośnie. W tym momencie można odczekać kilka dni zanim zafarbuje się włosy. Jednak z moich doświadczeń wynika, że lepiej zrobić to od razu. Zwykle następnego dnia kolor ciemniał nieco, i tak z każdym myciem, a później farba niewiele zmieniała. Zresztą, nie chciałam się tak pokazywać ludziom ;)

Do koloryzacji wybrałam farbę Joanny Naturia o kolorze Porzeczkowa czerwień, z tym, że zamiast utleniacza o mocy 6%, wybrałam 9%. Po dekoloryzacji należy pamiętać, by wybrać odcień farby o kilka odcieni jaśniejszy niż ten, który chcemy uzyskać. Na zdjęciu jest jeszcze odcień Palona kawa, w razie, gdyby na głowie była katastrofa i trzeba byłoby ratować sytuację :D




Bałam się, że odrost (miał 0,5 cm) złapie na żarówiasty czerwony, a reszta będzie ciemna, więc położyłam farbę najpierw na długość włosów, a na sam koniec na odrosty, nieszczególnie się do tego przykładając. Jakoś intuicyjnie postanowiłam potrzymać farbę na włosach krócej niż zwykle. Trzymałam ją 20 minut. Po zmyciu byłam na początku rozczarowana, bo wydawało mi się, że nie ma żadnej różnicy. Jednak po wysuszeniu ukazał się "rudo-czerwony" poblask. Było już za ciemno, by zrobić zdjęcia w świetle naturalnym, więc użyłam lampy, zatem możecie sobie wyobrazić, że efekt był ciemniejszy w rzeczywistości.



Nie wiem, jak to działa, ale zawsze to obserwowałam, że po dekoloryzacji z każdym dniem, każdym myciem - włosy jaśnieją. I już dziś po wstaniu i umyciu ich - kolor był znacznie jaśniejszy i bardziej wpadał w rudy. Z czego jestem zadowolona.



 Przepraszam za te słabe "samojebki", ale nie mam żadnego fotografa przy sobie chwilowo ;)

Jestem bardzo zadowolona z efektu. Nie jest to drastyczna zmiana, ale zauważalna. Wydaje mi się, że w takim ciepłym kolorze jest mi bardziej do twarzy. Zobaczymy, co będzie dalej. Będę dawać znać. ;)

Niezaprzeczalnym plusem tego dekoloryzatora jest to, że nie niszczy włosów, minimalnie je wysusza, choć obstawiam, że bardziej wysuszyło je 6-krotne mycie w ciągu jednego dnia i 2-krotne suszenie suszarką. Po wprowadzeniu bogatej pielęgnacji, wszystko szybko wraca do normy. Polecam wszystkim dziewczynom, które chcą coś zmienić. Kiedyś gdy miałam niemal czarne włosy, myślałam, że nic ich nie ruszy, bez wizyty u fryzjera i zapłaceniu wielkich pieniędzy. Dekoloryzator RB kupiłam za 40 zł + 14 zł za farby (dla mnie Joanna jest ok, choć gdybym miała więcej pieniędzy, pewnie zainwestowałabym w dobrą farbę fryzjerską) - taka cena za zmianę i lepsze samopoczucie - to niewiele. ;)

Jeśli o czymś zapomniałam - pytajcie :)

Pozdrawiam,

gina genius

sobota, 28 września 2013

Przesuszone włosy przez ponad 2 miesiące - co mi pomogło, co mi zaszkodziło?

Witajcie.

Przez ostatnie dwa miesiące miałam mały włosowy "kryzys"... Mimo ciągłych starań o piękne włosy, bogatą (i jak mi się wydawało właściwą) pielęgnację, moje włosy nie odwdzięczały mi się ładnym wyglądem. Byłam zaskoczona, bo zwykle najlepiej wyglądały latem, gdy było mało wilgoci w powietrzu i dbałam o nie intensywnie nawet podczas moich wyjazdów.
Nie było nawet, co robić jakiejś aktualizacji, bo włosy były przesuszone, matowe, źle się układały, skóra głowy wiecznie była przetłuszczona. Wyglądało to mniej więcej tak (chociaż to są bardziej korzystne dni, bo chciałam zrobić ładne zdjęcie, więc możecie sobie wyobrazić, jak źle było w te "normalne" dni):


Nie do końca wiedziałam, co im tak szkodzi, więc postanowiłam odrzucić używane produkty, wymienić je na nowe lub te, które kiedyś mi służyły.

Mam kilku kandydatów, których użycie prawdopodobnie niekorzystnie wpłynęło na moje włosy:


1. Farba Garnier Olia - chyba nie jestem pierwszą, która się skusiła na tę farbę. Nie wiem, co mnie tak otumaniło, że wrzuciłam ją do koszyka, będąc w Rossmannie. Chyba jakaś promocja i chęć wypróbowania czegoś nowego. Takiego przesuszu nie miałam na głowie nigdy. Jedno wielkie siano.

2. Olej arganowy - wiele osób może się zdziwić. Mnie też to dziwi. Nie spotkałam się z żadną negatywną oceną tego oleju, oglądając niesamowite efekty u dziewczyn na blogach, sama się skusiłam. Nie chciałam kupować kosmetyków ze znikomą ilością olejku arganowego, wolałam zainwestować w olej. Kupiłam na doz.pl ten z Profarm. Na początku myślałam, że może nałożyłam go za dużo, nie rozumiałam, dlaczego raz mam po nim tłuste włosy, a raz zupełnie przesuszone. Próbowałam w każdej formie, na sucho, na mokro, na "rosołek"... Wszędzie porażka. Najczęściej włosy były matowe, obciążone, ale jednocześnie suche. Po tym, jak doprowadziłam włosy do porządku, dałam mu jeszcze jedną szansę - efekt był podobny. Nie wiem, dlaczego moje wysokoporowate włosy go nie lubią. Podobnie działał olej lniany, który również spowodował puch.

3. Woda brzozowa - borykam się obecnie z wypadaniem włosów, nie miałam innej wcierki w planie, więc spróbowałam. Na początku nie widziałam negatywnych skutków, ale po dwóch tygodniach bardzo swędział mnie skalp, wcierka przyspieszała przetłuszczanie się włosów i ogólnie nie zrobiła dla mnie chyba nic dobrego.

4. Używanie zbyt wielu różnych produktów jednocześnie. Chcąc moim włosom "dogodzić" fundowałam im istny rollercoaster. Chciałam wypróbować wszystkie nowości "teraz-zaraz-już" i trochę szalałam.

5. Za dużo protein. Nie byłam świadoma, że maska Fructis wygładzająca zawiera proteiny, nie przyjrzałam się składowi, ponieważ byłam przekonana, że kupuję inną wersję. Swoją maskę kupiłam w Biedronce, wersję niemiecką, która jak się okazało protein miała mnóstwo. Do tego dokładałam sobie Kallosa Latte czy coś innego z proteinami i było nieciekawie.

6. Używałam kosmetyków w zbyt dużych ilościach. Tak chciałam im znów dogodzić, że nie żałowałam sobie odżywek, masek, często kładłam je na skórę głowy, przez co były obciążone i wiecznie jakby "niedomyte".

Wzięłam sprawy w swoje ręce i postawiłam na taki zestaw:



Szampony:
- oczyszczający: Yves Rocher Volume
- delikatny: Equilibra Tricologica

Olej:
- oliwka Babydream

Odżywka ds.:
- Garnier Awokado i Karite
- Mrs. Potters Ochrona Koloru
- Garnier Oleo Repair (brakuje na zdj.bo już wyszła ;))

Maski:
- Keratin Reconstructor
- Keratin Plus b2 Broaer

Odżywka bs.:
- Gliss Kur Oil Nutritive

Myślę, że zachowuję równowagę i trzymam się mojego planu. Wystarczyły niecałe 2 tygodnie takiej pielęgnacji, by włosy wróciły do siebie. Największym odkryciem jest oliwka Babydream, która idealnie nawilża moje włosy i dociąża je, bez obciążenia. Bardzo pomogły mi też te dwie maski. Kupiłam je zupełnie w ciemno w TKMaxx, nie mogłam znaleźć żadnych opinii o nich w Internecie. Mają bardzo ciekawe składy, bogate w oleje, keratynę oraz proteiny, jednak stosuję je ostrożnie - raz w tygodniu na pół godziny.

Włosy z dzisiaj:


I porównanie długości z sierpnia. Coś tam sobie rosną powoli, ale niedługo je podetnę.


Pozdrawiam ciepło,

gina genius

piątek, 14 czerwca 2013

Aktualizacja włosowa


Na moim blogu nietypowo dość aktualizacje włosowe są w połowie miesiąca, zatem zapraszam ;)



Pielęgnacja w tym miesiącu:

Szampony: 
- szampon aloesowy AloeBio50
- szampon Barwa żurawinowa

Odżywki:
- Garnier Awokado i Karite

Maski:
- Anti-Age Organique
- Ziaja wygładzająca
- Kallos Latte

Oleje:
- awokado
- z pestek winogron
- rzepakowy

Inne:
- na końcówki balsam Yves Rocher lub jedwab CHI
- Jantar na skórę głowy

Myślę, że wywiązywałam się sumiennie z obowiązków włosomaniaczki w tym miesiącu ;) Ciągle bardzo się staram i nie ustaję w działaniu. Połowa maja i początek czerwca były dla mnie trudne w związku z pogodą. Moje porowate włosy nie znoszą wilgoci, o czym już pisałam kilka postów temu. Teraz na szczęście jakoś dają radę. ;)

W tym miesiącu ważnym wydarzeniem było farbowanie farbą Color&Soin na znacznie ciemniejszy odcień, o czym pisałam 2 posty temu. Kolor wypłukuje się powoli, uwydatniając niedokładność w farbowaniu z tyłu głowy.

Z innych przemyśleń... Ciekawe i zarazem niepokojące jest to, że moje włosy do tego stopnia lubią różnorodność, że moi do tej pory ulubieńcy w pielęgnacji, jak maska Alterry z granatem czy maska Organique teraz totalnie nie robią z moimi włosami NIC. I tak zauważam jest co jakiś czas, że muszę polować na nowe kosmetyki, bo tamte sprawdzone już się nie sprawdzają. Też tak macie?

A teraz porównanie długości z kwietniem. Szału nie ma, ponieważ na początku maja byłam u fryzjera i straciłam 2 cm. Ale wizualnie widzę, że są dłuższe, co mnie cieszy. ;)



Nadal walczę o piękne włosy :) A jak Wam się to udaje w czerwcu?

Pozdrawiam,

gina

środa, 12 czerwca 2013

Nie znoszę siebie za ten... zakupo-włoso-holizm.


Z powodu braku czasu nie zrobiłam majowego posta zakupowego, więc ten będzie zbiorowy. Mimo iż nie kupiłam tego wszystkiego w ciągu jednego miesiąca, jak zwykle, czuję się winna... Znacie to? Przychodzi początek miesiąca, na koncie pojawiają się środki, a ja pędzę, jak szalona na zakupy, tłumacząc sobie, że to wszystko jest mi potrzebne ;)

Oczywiście moje zużycia są też spore, bo myję włosy co 1-2 dni, ale jednak... Oprócz tego co jest na zdjęciach oczywiście wpadły jakieś lakiery do paznokci, cienie do powiek... Tu 5 zł, tam 10 zł, "przecież to niewiele" i buuum. Na koncie bieda :D

Na początku miesiąca żyję, jak bogaczka, natomiast w połowie miesiąca kupuję tylko śladowe ilości jedzenia, czekając do pierwszego... ;-)

Czy można się tego oduczyć? Skrupulatnie zapisuję każdą kupioną rzecz, na koniec miesiąca robię rozliczenie i zapisuję uwagi do następnego miesiąca. Ile razy kupuję coś pod wpływem impulsu "hm, jakie ładne opakowanie", "niezły skład", "za chwilę przecież skończy mi się ten szampon"... A w tym miesiącu dodatkowo dopadło mnie chomikowanie, ponieważ przeprowadzam się do kawalerki, mój budżet bardzo zubożeje i wpoiłam sobie, że teraz muszę robić zapasy o_o

Niemniej pokazuję te moje "zdobycze", których recenzje będą się stopniowo pojawiać, ale o niektórych mogę już co nieco powiedzieć.


1. płyn do higieny intymnej, żurawina, Bielenda
2. szampon do włosów suchych aloesowy, Ziaja (jako sls-owy zdzierak)
3. szampon nawilżający AloeBio50 (nie było szamponu Equilibra, więc postanowiłam kupić ten, zwłaszcza, że ma 50% soku aloesowego, a nie 20%, jak Equilibra, ale niestety jest to moje wielkie rozczarowanie, zrobię porównawczą recenzję obu szamponów)
4. płyn do mycia twarzy, Normacne Preventi, Dermedic (bubel, jakich mało, pisałam już o nim wcześniej)
5. jantar, Farmona (na zdjęciu powinny pojawić się jeszcze 3 butelki...)
6. olej z nasion winogron (kolejne szukanie ulubieńca wśród olei)
7. nawilżający krem z kwasem hialuronowym, arbuzowe orzeźwienie, Apis (ach ach ach :3)
8. żel pod prysznic, green tea, L'Occitane (nie byłoby mnie na niego stać, prezent od TŻ :))


1. szampon Love2mixOrganic z proteinami pereł
2. szampon Trzy Zioła (kolejny zdzierak sls-owy...)
3. balsam do ciała Sanoflore cytrynowy (co za śmierdzący bubel...)
4. odżywka Avocado Oil Treatment Wax, Beauty Formulas (chyba się polubiliśmy)
5. zbiór olejków od Babuszki Agafii (faza testów)
6. pianka do golenia Joanna Sensual
7. mgiełka aloesowy Equilibra
8. mydło w płynie Usque (poleciałam na opakowanie)
9. odżywka Garnier Ultra Doux AiK (klasyk, który także pokochałam)
10. masło do biustu Love2mixOrganic (coś przecudownego, zapach i działanie)


1. kremowy żel pod prysznic Greenland (uwielbiam tę firmę, do zdobycia stacjonarnie w Hebe)
2. maska Garnier Fructis Nutri-gładki (z polecenia blogerek, super sprawa)
3. szampon aloesowy Equilibra (gdy tylko się pojawił na doz.pl już był mój ;))

A na koniec małe wspomnienie moich czerwonych włosów w mini-sesji z początków włosomaniactwa:

Pozdrawiam, 

gina

niedziela, 9 czerwca 2013

jak przestać być czerwonowłosą...


Ach, nadszedł ten czas. ;) Wiedziałam, że już długo nie wytrzymam. Uwielbiam czerwone włosy, ale przy moich wysokoporowatych włosach często byłam niezadowolona z ich wyglądu. I też zawsze miałam świadomość, że lepiej wyglądam w ciemnych. Już od dwóch farbowań przyciemniałam je, jednak po 2 tygodniach zwykle nie było śladu po przyciemnianiu. Teraz postanowiłam działać bardziej radykalnie, chociaż obstawiam, że kolor częściowo również się wypłucze.

PS. Przepraszam za moją "umarłą" twarz na zdjęciach, ale nie maluję się chodząc po domu, więc jestem całkowicie saute ;)

Tak było kilka dni temu:


Jak widzicie - mimo tego, że mam zdrowe włosy (jestem po podcięciu niedawno, nie mam ani jednej zniszczonej końcówki) i bardzo o nie dbam, trudno mi zniwelować to puszenie i wysuszenie (które też jest tylko wizualne, bo w dotyku włosy są miękkie i nawilżone). Jedynie odżywki i maski silikonowe (których używam rezolutnie) są w stanie trochę zminimalizować ten efekt. Czerwone włosy to wzmagają i dodatkowo włosów zdaje się być bardzo dużo, za dużo dla mnie. Dlatego zdecydowałam się na ich przyciemnienie. Wybrałam farbę Color&Soin, odcień 5b, czekoladowy brąz. Chciałam zachować nieco czerwonego refleksu. Jednak farba złapała bardzo mocno.




(Obiecuję, że zrobię lepsze zdjęcia po farbowaniu, te są tak na szybko zrobione. )
Jak możecie również dostrzec - samodzielne farbowanie w domu dało się we znaki, bo gdzieś z tyłu są "niedoróbki", poprzedni kolor prześwituje, ale przy kolejnym farbowaniu postaram się to wyrównać. Ogólnie jestem niesamowicie zadowolona z tej farby, ponieważ włosy po niej są niesamowite - lśniące, ujarzmione, wygładzone. Farby jest naprawdę dużo, aplikacja jest przyjemna. A kolor mimo iż inny niż zakładałam, bardzo mi się podoba. Wróciłam do dawnych czasów. ;) Mam nadzieję, że nie będę tego żałować. Ale jak to z kobietami bywa... Zapewne, gdy już zapuszczę włosy do długich-długich wrócę do czerwieni. :)

pozdrawiam,

gina genius ;))




czwartek, 6 czerwca 2013

Majowe denko + plany na kolejny miesiąc


Witajcie, moje prowadzenie bloga jest bardzo nieregularne, ale chcę się zająć tym poważniej już po zakończeniu sesji na uczelni.

Dzisiaj krótkie denko majowe (było ich więcej, ale wyrzuciłam opakowania z przyzwyczajenia) + plany na wykończenie kilku kosmetyków na czerwiec. Większości z nich zostało mi na jedno-dwa użycia, więc będzie łatwo. ;)



1) płyn do higieny intymnej AA - piękny różowy kolor, przeźroczysta butelka, co bardzo lubię, jak i wygodna pompka. ;) Ładnie pachniał, spełniał swoją rolę, kupię ponownie :)
2) szampon Yes To Carrots - mój faworyt w kwestii zmywania olejów, delikatnie myjący szampon do codziennego użytku, bardzo go lubiłam, więcej możecie przeczytać o nim w mojej pielęgnacji. Raczej nie kupię ponownie ze względu na cenę i to, że lubię testować nowe produkty.
3) żel pod prysznic Yves Rocher o zapachu jeżyny - to już moja kolejna butelka. Bardzo lubię za zapach i nawilżenie.
4) oliwka pielęgnacyjna HiPP - mój pierwszy kosmetyk do olejowania, skończył się po kilku miesiącach, ale używałam też do ciała, gdzie lepiej się sprawdził. Na włosach nie widziałam efektu. Nie kupię ponownie.



5) szampon żurawinowy Barwa - zdzierak z SLS, przepiękny zapach, włosy po nim były nieco splątane i szorstkie, co znikało po nałożeniu odżywki/maski. Używałam raz w tygodniu do porządnego oczyszczenia, bardzo lubilam mimo wszystko i pewnie kupię ponownie.
6) płyn micelarny BeBeauty - mój faworyt, też kupiłam 2 butelki w zapasie, nie zwariowałam aż tak, jak co niektóre dziewczyny ;) Mam nadzieję, że kiedyś wróci, bo ładnie czyści i nie piecze.
7) antyperspirant Lady Speed Stick - po nieudanych przygodach z Rexoną, przerzuciłam się na LSS i nie żałuję, ładne zapachy, porządne działanie, kupię.


A to moja lista do wykończenia, oprócz żelu do twarzy, który kompletnie nie przypadł mi do gustu, wszystko raczej powinno być łatwe do wykończenia ;) Chyba będę tym żelem myć dłonie, bo już naprawdę nie wiem, co z nim robić. ;p

Na koniec moje dzisiejsze włosy. Ogólnie z powodu pogody moje włosy przeżywają trudne chwile. Wilgoć robi z nich kupkę siana. Staram się jakoś sobie z tym radzić i spryskuję je mgiełką aloesową, zaplatam warkocz dobierany na noc, rano rozpuszczam i uzyskuję tego typu fale, które jako tako wyglądają w deszczowe dni...


Pozdrawiam,

gina genius

niedziela, 5 maja 2013

Wizyta u fryzjera + porównanie długości po pół roku zapuszczania włosów


Witajcie!

Zgodnie z zapowiedzią, nie ominęła mnie w ten weekend majowy wizyta u fryzjera. ;-)
2 centymetry poleciały, ale nie było mi ich żal, ponieważ wiem o co walczę - o długie, ale przede wszystkim ZDROWE włosy, a 4 miesiące przerwy od fryzjera jednak były widoczne.
Końcówki były zmęczone, wysuszone, a momentami widziałam małe rozdwojenia, które chciałam ukrócić. Dosłownie. ;)))

Po tej wizycie prezentowały się tak:

Oczywiście - włosy są wyprostowane oraz potraktowane silikonową odżywką fryzjerką.


Minęło ponad pół roku mojego włosomaniactwa, które rozpoczęło się w momencie wpadnięcia na pomysł, by znów zapuścić włosy. I muszę powiedzieć, że wiele się nauczyłam przez ten czas. Jak większość początkujących odrzuciłam całkowicie silikony na rzecz bardzo naturalnej pielęgnacji, która służyła mi w przypadku szamponów, jednak nauczyłam się, że silikony nie są złe, jeśli wybiera się te zmywalne wodą lub w przypadku innych oczyszcza się włosy silniejszym szamponem raz w tygodniu, co robię. Na szczęście ominął mnie zakupowy szał, który dopada początkujące włosomaniaczki. Powoli próbuję różnych produktów, jednak staram się nie dawać ponosić chwili i czekam aż opróżnię łazienkowe półki i dopiero próbuję innych kosmetyków.

Uważam, że włosy przez te pół roku urosły mi sporo. Podcinałam je dwukrotnie - w lutym poszło 3 centymetry, a teraz w maju 2 cm - tak więc gdyby nie to, efekt byłby lepszy. Nie przesadzam z przyspieszaczami wzrostu, stosowałam tylko Jantar oraz kurację CP, która, jak już pisałam niewiele dała. Nie będę ich do niczego zmuszać, niech rosną swoim tempem ;)

Wszyscy kochamy zdjęcia porównawcze ;) zatem poniżej porównanie listopada z majem. Należy wziąć pod uwagę, że włosy są wyprostowane, więc wydają się dłuższe, ale z kolei na pierwszym zdjęciu mam dosyć mocno odchyloną głowę. ;) Tak czy siak najbardziej cieszy mnie to, że nareszcie udało mi się wyrównać włosy po dosyć radykalnym cieniowaniu.
Mam zamiar trwać w postanowieniu zapuszczenia włosów do połowy pleców.
Życzcie mi powodzenia! ;-)



Pozdrawiam,

gina genius

piątek, 19 kwietnia 2013

Aktualizacja włosowa - kwiecień ;)



Aktualizację włosową Wam niosę :)




PS. Kolor moich włosów w rzeczywistości jest o wiele bardziej nasycony - nie wiem, dlaczego blogger robi sobie ze mnie żarty, wybaczcie :)

Od połowy marca do teraz moim włosom nie było najłatwiej - z powodu ciągłego zabiegania - musiałam myć włosy wieczorami, co oznaczało, że nie wiązałam włosów na noc w warkocz, ponieważ obawiałam się ich odkształcania. Podobno satynowa poszewka jak i umiarkowane wiercenie w nocy ;) powinno być sprzymierzeńcem włosów, ale widzę, że włosy wyglądają gorzej. Może powodem jest ocieranie się o poduszkę, może zimowy marzec, może za dużo eksperymentów w pielęgnacji. Mam kilka swoich hitów, o których mogłyście przeczytać w poście o MOJEJ PIELĘGNACJI, ale nadal poszukuję ideałów, więc eksperymenty i jeszcze raz eksperymenty.

Mam wrażenie, że aktualnie włosy są mniej nawilżone, nieco zmęczone i wymagają podcięcia. Na początku maja wybieram się do mojej zaufanej fryzjerki na małe podcięcie. Mają także za sobą nieudaną koloryzację - w skrócie mówiąc podczas farbowania Goldwellem R-max moje odrosty zrobiły się rude, a w tej chwili po kilku myciach w zasadzie nie widać, żebym w ogóle farbowała włosy.


Dlatego niedługo czeka je ponowna koloryzacja (tak, wiem, że katuję swoje włosy, ale nie mogę chodzić z prawie 2-centrymetrowymi odrostami), prawdopodobnie przyciemnię kolor, by jeszcze bardziej się wyrównał.


Dzisiaj sprawiłam sobie i moim włosom (mam nadzieję) przyjemność i kupiłam szczotkę The Body Shop. Przez ostatni czas myślałam o kupnie Tangle Teezer, ale zawahałam się na rzecz tej szczotki. Po miesięcznych testach na pewno pojawi się jej recenzja.


Pozdrawiam,

gina genius

czwartek, 18 kwietnia 2013

Denko marcowo-kwietniowe


"Denkowanie" nie jest moją mocną stroną, jednak teraz nieco udało mi się tego nazbierać :) Będą to mini-recenzje, może się Wam przydadzą, gdy będziecie rozważały zakup któregoś z tych produktów.

No to lecimy!





1) żel pod prysznic The Body Shop z serii earth lovers - mój zapach to gruszka i trawa cytrynowa. Bardzo ciekawe i świeże połączenie. Wybrałam go ze względu na zapach i naturalne składniki. Jak dla mnie konsystencja okazała się problemem, bo był taki mało kremowy, bardziej... jak olej. Do tego, co ciekawe i nie mam pojęcia, dlaczego tak jest - był bardzo zimny i z tego powodu nie był miły w użyciu. Nie rozumiem tego, bo w łazience mam ciepło i wszystkie kosmetyki, których używam są temperatury pokojowej... Cóż. NIE KUPIĘ PONOWNIE

2) żel do mycia twarzy La Roche Posay Effaclar - mój ulubieniec. Skutecznie i delikatnie oczyszcza, skóra jest po nim promienna, gładka. 200 ml, a w moim przypadku bardzo wydajny - używałam go 4 miesiące. KUPIĘ PONOWNIE

3) intensywne serum antycellulitowe Bielenda - ten konkretnie miał sobie poradzić z rozstępami. Mam ich trochę na brzuchu, ponieważ często chudłam i tyłam jako nastolatka. Moim zdaniem ten produkt to totalny BUBEL. Nie robi nic ze skórą. Jedyny plus za ładny zapach i dobre wchłanianie. O wiele lepsze działanie miał krem również z Bielendy na rozstępy dla kobiet w ciąży. Myślałam, że działanie tego będzie silniejsze... Niestety nie. NIE KUPIĘ PONOWNIE

4) serum do biustu Nivelazione Farmona - tutaj również lekkie rozczarowanie. Wiele się naczytałam w Internecie o tym produkcie, jest bardzo chwalony. Używałam go przez miesiąc 2 razy dziennie. Nieco uelastycznił biust, jest minimalna różnica na plus w jędrności, ale po odstawieniu... efekt znika natychmiastowo. Nie spełnił moich oczekiwań, ale BYĆ MOŻE KUPIĘ PONOWNIE.

5) żel pod prysznic o zapachu papayi - przepiękny zapach! Naturalny miąższ z papayi, bardzo nawilżający żel. Przyjemnie mi się go stosowało i naprawdę pielęgnował skórę. Dostępny w Hebe. KUPIĘ PONOWNIE

6) peeling Bielenda o zapachu granatu - cudowny! Pięknie pachnie, świetnie wygładza i zostawia na ciele połyskujące drobinki. Dosyć mało wydajny, ale i tak KUPIĘ PONOWNIE

7) olej ze słodkich migdałów - olej, o którym już pisałam na blogu. Był ze mną od początku włosomaniactwa. Na początku nie odczuwałam jego działania, ale doceniłam przy olejowaniu na odżywkę lub dodawając go do masek. Świetnie działał również na rozstępy. Jak trochę potestuję inne oleje to z pewnością KUPIĘ PONOWNIE.

8) antyperspirant w sztyfcie Lady Speed Stick - wersja orchard blossom. Lubię, piękny zapach, dobra ochrona. KUPIĘ PONOWNIE

9) mydło do rąk Tesco Luxury - opakowanie jest mało "luxury", ale kupiłam ze względu na niesamowity zapach dzikiej piwonii i granatu. Polecam! BYĆ MOŻE KUPIĘ PONOWNIE

10) podkład Golden Rose - początkowo byłam zachwycona kremową konsystencją, dobrym kryciem, jednak pod wpływem czasu podkład bardzo mnie wysuszał, eksponował suche skórki i nie wyglądało to dobrze. Fajnie sprawdza się jako baza do powiek i tak go używałam. NIE KUPIĘ PONOWNIE.

11) podkład Inglot - dotychczas mój ulubiony podkład. Ładnie matuje, ale nie jest ciężki, długo utrzymuje się na twarzy. Może nie jest bardzo wydajny i opakowanie może ładne, ale trudno wydobyć z niego resztkę produktu, który nieco ciemnieje przy końcu opakowania. Ale nie znalazłam do tej pory nic lepszego w tej cenie, więc KUPIĘ PONOWNIE.

Miałyście któreś z tych produktów? Zgadzacie się z moimi opiniami?

Pozdrawiam,

gina genius

sobota, 13 kwietnia 2013

(Dwu)Miesięczna kuracja Calcium Pantothenicum


Dzisiaj miało być denko, jednak zjawiam się u Was z moimi wrażeniami na temat modnego bardzo wśród włosomaniaczek leku Calcium Pantotheicum.


Co to jest?

Jedna tabletka CP zawiera 100 mg wapnia pantotenianu. Zaleca się branie tego leku w uzupełnieniu niedoborów kwasu pantotenowego w organizmie. Wpływa na regenerację skóry, włosów i paznokci.

Jak długo, ile?

Przyjmowałam po 4 tabletki dziennie (2 rano i 2 wieczorem), w sumie przyjęłam 3 opakowania po 50 sztuk. Kuracja trwała prawie 2 miesiące, jednak nie dokumentowałam jej zdjęciami i zdarzało mi się zapominać o ich przyjmowaniu, dlatego ocenię wpływ tych tabletek na mnie w ciągu ostatniego miesiąca, kiedy brałam je systematycznie.

Działanie?

Systematyczną kurację rozpoczęłam dokładnie w dniu farbowania włosów, tj.  14. marca. Szczególnie interesował mnie wpływ tego leku na włosy, a konkretnie na porost. I tutaj niestety się rozczarowałam... Wydaje mi się, że nic a nic nie przyspieszyły porostu. Jeśli mowa o wzmocnieniu także nic pozytywnego nie odnotowałam. Zależało mi również na poprawie stanu paznokci. Po odżywce Eveline bardzo łamią się i kruszą. Tutaj minimalnie CP mogło wpłynąć na ich lepszy wygląd. Bałam się wysypu niespodzianek na twarzy, ale na szczęście nic takiego się nie stało.




Podsumowanie?

Na pewno dam im drugą szansę, jednak nie będę liczyła na wielki przyrost. Do tej pory do przyrostu większego niż 1 cm na miesiąc przyczynił się tylko Jantar, zatem w maju nastąpi powrót do tej wcierki :)

Jak widzicie - mam już odrosty - dzisiaj farbuję i myślę, że dziś lub jutro na blogu pojawi się o tym post. Niestety jest to nieco utrudnione, ponieważ mam wrażenie, że kolor na zdjęciach wygląda inaczej na moim komputerze, inaczej w Photoshopie, a inaczej już po wstawieniu na bloga, ale cóż - może będzie widoczna różnica ;)

Pozdrawiam,

gina genius





 

 



czwartek, 11 kwietnia 2013

Haul + wymiana + ban na zakupy włosowe!

Witajcie,

dzisiaj post z serii tych o zakupach, które wszyscy kochamy. Włosomaniaczki, które regularnie odwiedzają różne blogi - zwłaszcza. ;-) Chyba wszystkie wiemy, co mam na myśli - nieskończone wishlisty, podupadający budżet, półki łazienkowe uginające się od kosmetyków ;)))

Czas to zmienić!

Co możemy zrobić? 


Pierwszy z moich pomysłów co prawda nie pomniejszy Waszej "kolekcji" kosmetyków, ale może okazać się świetną zabawą i szansą na wypróbowanie nowych kosmetyków. Mianowicie? WYMIANA!

Taką kreatywną wymianę poczyniłam z inną blogerką, o której już tutaj wspominałam - z Czerwonowłosą. Ja wysłałam jej kosmetyki, które:
a) nie sprawdziły się u mnie, a są polecane na blogach
b) były na wykończeniu i chciałam, by je wypróbowała, bo bardzo je lubię
c) kosmetyki, które już mi się znudziły i nie robiły efektu "wow"

W zamian dostałam (zdjęcie poglądowe, proszę czytać ;)):

  • farbę do włosów Goldwell Tophic Effects Rmax
  • próbkę szamponu i odżywki do włosów farbowanych John Frieda
  • próbki szamponów Biovax
  • próbkę maski Biovax do włosów zniszczonych
  • próbkę maski Kallos Argan
  • maskę Ziaji intensywna odbudowa
  • urocze zawiniątko z czymś do robienia duuużej piany :D
Z tego miejsca bardzo za te produkty dziękuję, będę testować i testować i testować.


W tym miesiącu starałam się bardzo rezolutnie kierować swoimi zakupami kosmetycznymi, nie wiem, na ile mi się to udało, ale kupiłam:



1) serum do biustu Efektima Push-Up - zakup planowany, co miesiąc testuję inne serum, to chyba zostanie ze mną na dłużej, można spodziewać się recenzji, cena ok. 25 zł
2) serum regenerujące do rąk Evree - pierwsze wrażenie raczej kiepskie, słabo się wchłania i nie za ładnie pachnie, dobre nawilżenie. cena ok. 6 zł
3) tonik łagodzący La Roche Posay - jedna z moich ulubionych firm. Tonik był raczej rzadkością w mojej pielęgnacji twarzy, ale... SKUSIŁA MNIE PROMOCJA! Przeceniony z 56 zł na 12 zł... Kto by nie kupił? ;) Pięknie pachnie, działanie ocenię z czasem.
4) kuracja wzmacniająca Joanny Rzepa - intensywnie wcieram :) cena ok. 8 zł
5) fluid matujący BeBeauty z Biedronki - chciałam nieco zaoszczędzić w tym miesiącu na podkładzie i spróbować czegoś nowego - na razie nie zawiodłam się. Za taką cenę, czyli 9,99 zł - nie można narzekać. ;)
6) maska Alterra granat i aloes - moja ulubienica, kupiona w czasie promocji w Rossmannie za 7 zł.
7) eyeliner Bell - super super super - tania, dobra rzecz, cały dzień trzyma intensywność, nie rozmazuje się, cena ok. 10 zł
8) olej avocado - następca tego ze słodkich migdałów, cena ok. 20 zł
9) odżywka do włosów farbowanych Yves Rocher - kupiona trochę na siłę, ponieważ była promocja, że gdy kupię cokolwiek dostanę żel pod prysznic w prezencie, także dwie pieczenie na jednym ogniu. Cena ok 11 zł
10) peelingi BeBeauty - obiegłam 5 Biedronek i w końcu mam. :) Borówka pachnie octem, ale winogrono zapowiada się dobrze. Ładnie wygładza. :)

Dlaczego zakładam sobie ban na zakupy?

Ponieważ kosmetyków jest za dużo! W ramach akcji denko chcę je wykończyć :) Jedno z moich denek pojawi się jutro na blogu. Muszę oszczędzać na wakacje. Ban dotyczy zakupów włosowych, ale też tych kosmetycznych, które nie są konieczne. Chcę, żeby ban potrwał do wakacji. Pisząc o tym na blogu, myślę, że będzie mi łatwiej tego przestrzegać. Trzymajcie kciuki :)

O czym będą kolejne posty?

  • jutro pojawi się lutowo-marcowe denko
  • już niedługo pojawi się mój post po miesięcznej kuracji z CP - podzielę się swoimi wrażeniami
  • czeka mnie również farbowanie
  • pod koniec kwietnia - aktualizacja włosowa
  • a dalej... zobaczymy :)

 

Pozdrawiam serdecznie, 

gina genius

niedziela, 7 kwietnia 2013

Moja pielęgnacja

Tak, jak obiecywałam w poprzednim poście - dzisiaj przedstawię Wam temat mojej pielęgnacji włosów. Produktów nie jest dużo, ponieważ wybrałam te, które używam najczęściej i które najlepiej się u mnie sprawdziły.

Szampony:


 Jeśli chodzi o mycie włosów - myję je codziennie lub co drugi dzień. Stosuję metodę OMO. Oto szampony, których używam najczęściej:

- szampon Yes To Carrots  - szampon z sokiem z marchwi, z mikroelementami i minerałami z Morza Martwego, 99,4 % naturalnych składników, dla mnie jest to delikatny szampon do codziennego stosowania, nie zawiera SLS ani parabenów, całkiem dobrze się pieni, ze zmyciem olejów ma jednak nieco problemów.
- szampon żurawinowy Barwa - mój ulubiony "oczyszczacz", świetnie się pieni, dobrze oczyszcza, ładnie pachnie, w moim przypadku nie zwiększa objętości, tak, jak to jest obiecane na opakowaniu, ale lubię za niską cenę i dobrą jakość.

Odżywki:




Odżywki jako takie rzadko pojawiają się w mojej pielęgnacji solo. Raczej wolę stosować je do metody olejowania na odżywkę lub zostawiać je na głowie na nieco dłużej, jak maskę. Aktualnie stosuję:

- odżywka Yes To Carrots - w duecie z szamponem działa cuda. Włosy są po niej gładkie, lekkie, bardzo miłe w dotyku. Idealnie sprawdza mi się ona w duecie z olejem ze słodkich migdałów.
- odżywka Naturia b/s - używam od niedawna, efekt nie jest spektakularny, ale nieco wygładza moje włosy z tendencją do puszenia i przy okazji pięknie pachnie.

 Maski:


Mam wrażenie, że maski są najważniejszą częścią mojej pielęgnacji. W maskach cenię sobie nawilżenie, efekt wygładzenia. Stosuję je praktycznie po każdym myciu na 15-30 minut, w zależności od czasu. Moimi absolutnymi faworytami są:

- maska Alterra Granat i Aloes - to już chyba moje czwarte opakowanie. Zapewnia mi idealne nawilżenie, bez efektu obciążenia. Nakładam ją też czasem jako odżywkę.
- maska Anti-Age Organique - niedawne odkrycie. Ma wspaniały skład, który robi na głowie cuda. Jeśli jeszcze nie próbowałyście - polecam gorąco. Mimo wysokiej ceny. Jej winogronowy zapach pozostaje długo na włosach i w całej łazience ;)

 Oleje:


Moja przygoda z olejami nie zaczęła się najlepiej. Kupiłam najpierw olej rycynowy. Jako laik w dziedzinie włosów oczywiście dawałam za dużo oleju na włosy, a rycynowy ze względu na swoją gęstość był potwornie trudny do zmycia. Katowałam więc włosy szamponem z SLS, myjąc je nawet 3 razy. Później był olej ze słodkich migdałów. Byłam rozczarowana brakiem jakichkolwiek rezultatów. Dopiero po licznych eksperymentach zobaczyłam, że moje włosy lubią podgrzany wcześniej olej oraz nie lubią długiego trzymania oleju na włosach (np. na noc), w moim przypadku pól godziny daje najlepsze efekty. Obecnie duża butelka oleju ze słodkich migdałów jest na wykończeniu, więc dołączył do nich olej avocado, który dopiero testuję. Rycynowy natomiast uzywam sporadycznie jako dodatek do masek lub na skalp.

Ochrona:



Nad ochroną włosów muszę zdecydowanie popracować i poszukać swoich ulubieńców.

- balsam termoochrony L'oreal Hot Style - docelowo używa się go do prostownicy, jednak u mnie pełni rolę ochrony przy suszarce do włosów, z której używania niestety nie mogę zrezygnować - często myję włosy rano, a poza tym przy naturalnym wyschnięciu moje włosy stają się jednym wielkim sianem. Sprawdza się u mnie świetnie.
- balsam na zniszczone końcówki Yves Rocher - używam, tylko wierząc w jego dobre działanie, ponieważ nie zauważyłam, by robił cokolwiek poza tym, że ładnie pachnie ;)
- serum na końcówki Biovax L'biotica A+E - również lekkie rozczarowanie. Mam wrażenie, że nic nie robi z moimi włosami. Nawet jedna kropla produktu potrafi przetłuścić mi włosy.
Nadal poszukuję czegoś do zabezpieczania końcówek. Chcę teraz spróbować sławnego jedwabiu CHI. A może polecicie mi coś innego?

Inne:



W kwestii suplementów jestem raczej oszczędna, ponieważ zależy mi na tym, by dostrzec, co tak naprawdę mi pomaga. Wcześniej przez 2 miesiące stosowałam słynną wcierkę Jantar - zauważyłam przyrost 2 cm w miesiąc, co jest dla mnie sporym osiągnięciem oraz wiele baby-hair. Aktualnie zdecydowałam się na:

- kurację wzmacniającą Joanny Rzepa - stosuję dopiero od 2 dni - swoimi przemyśleniami podzielę się na blogu w odpowiednim czasie.
- tran w kapsułkach - nie oczekuję tutaj wielkiego wpływu na włosy, przyjmuję już drugi miesiąc.
- Calcium Pantothenicum - stosuję 3 tygodnie, w kwestii przyrostu niewiele chyba zdziałało, ale mam zamiar kontynuować jego przyjmowanie i później podsumować efekty.
- suchy szampon Batiste - ratuje mnie w sytuacjach drugodniowych włosów, sprawdza się świetnie. :)

To chyba tyle. Może którejś z Was podobne produkty przypadły do gustu? Jeśli tak, podzielcie się ze mną wiedzą, co innego zdało u Was egzamin - jest wielka szansa, że mi także te produkty by się spodobały. Jednym z celów założenia tego bloga jest znalezienie tzw. "włosowej siostry". ;)

Pozdrawiam i życzę miłego końca weekendu,

gina genius

 

 

 





sobota, 6 kwietnia 2013

Prawie pół roku od rozpoczęcia włosomaniactwa


Dzisiaj pokażę Wam, co wydarzyło się w mojej włosowej historii od czasu rozpoczęcia świadomej pielęgnacji. Nie będzie to typowa MHW, bo taką solidną chciałabym przedstawić innym, gdy już będzie się czym pochwalić. :)

W listopadzie 2012 roku zdecydowałam się po raz pierwszy od czasów podstawówki wycieniować włosy u fryzjera. Zawsze były ścinane na prosto lub "na boba". Wtedy codziennie katowałam je prostownicą, by były idealnie proste, choć moje włosy są PROSTE. To niesamowite, ale spotykam się z tym wielokrotnie - czy Wy też znacie dziewczyny, które prostują proste włosy? Ten paradoks wydaje się niezrozumiany, ale w moim przypadku wynikało to z tego, że moje włosy były suche, niesamowicie się puszyły, bez prostowania wyglądały jak kupka nieszczęścia. Prostowanie dawało im fałszywy "dobry" wygląd.

To cieniowanie miało pomóc w odstawieniu prostownicy. Po wyjściu od fryzjera - klasyka, super włosy, lekko się zawijały, po kolejnym myciu niestety dramat. Wtedy szybka decyzja o kupieniu bardziej profesjonalnej prostownicy, by tak nie niszczyć włosów. I do tego wszystkiego dekoloryzacja, po której wyglądałam tak:


Połamane, przesuszone końce. I tak na to poszła farba Allwaves G.P., a to efekt końcowy, włosy oczywiście wyprostowane:


Od tamtego momentu przeczytałam mnóstwo blogów, kupiłam sporo kosmetyków (ach, te błędy początkującej ;)), zaczęłam olejować włosy, odstawiłam prostownicę, wiele się zmieniło w mojej pielęgnacji, która kiedyś ograniczała się do szamponu i odżywki. I tak przez te kilka miesięcy zobaczyłam, co służy, a co nie. Jednak nadal poszukuję. Moim celem są przede wszystkim zdrowe włosy, choć marzę również o tym, by były długie. :)

Tak, jak inne blogerki, robiłam sama dla siebie co miesiąc zdjęcia swoich włosów, by móc porównać ich stan i długość.


W tym czasie byłam u fryzjera w styczniu i podcięłam 3 centymetry, dążę do wyrównania całości. Pod koniec kwietnia planuję kolejne cięcie. Już nie uciekam od fryzjerów, jak dawniej ;)

A co sprawiło, że moje włosy "odżyły"? Jutro opublikuję nowy post, w którym dokładnie opiszę moją pielęgnację. :)

Pozdrawiam,

gina genius



Pierwszy post - oto początek


Prawie każdy rozpoczyna swoje blogowanie od wyjaśnienia, dlaczego taki blog w ogóle powstał. I u mnie nie będzie wyjątku ;)

 


 

Kto?



 Mam na imię Ola, jestem studentką fotografii w PWSFTviT, wesołą, acz spokojną dziewczyną, która rozpoczyna swoją przygodę z tzw. włosomaniactwem. :)


 

 

 

Co, kiedy i jak?


Moja świadoma pielęgnacja włosów rozpoczęła się od listopada 2012 roku. Standardowo - włosy w stanie rozsypki, wielki przesusz, brak pomysłu na kolor i fryzurę. Wtedy co przychodzi do głowy? No tak, Internet! 
I Wizaż oczywiście. W tamtym czasie marzyły mi się rude włosy, a miałam swoje prawie czarne, od 8 lat farbowane na bardzo ciemne brązy. Rudy nie wychodził, dekoloryzacja w zaciszu domowym nie satysfakcjonowała. Wtedy doszło do mnie, że zdecydowanie łatwiej postawić na czerwień, w której się wówczas zakochałam. 
I tak najpierw temat czerwonowłosych na Wizażu, tam wpadłam na posty właścicielki bloga Kosmetyczka Czerwonowłosej, która bardzo mi pomogła i u której (pod podanym linkiem) przeczytać możecie przebieg mojej przemiany z ciemnego brązu na czerwień, która od tamtej pory znacznie ewoluowała.
Rozpoczęcie włosomaniactwa od dekoloryzacji? Jak widać - tak! ;)

O czym?


Ten blog będzie opisem moich włosowych "przeżyć", swojego rodzaju pamiętnikiem, który pozwoli mi lepiej uporządkować swoje myśli. Można spodziewać się recenzji kosmetyków, opisów farbowania, małych hauli, planów pielęgnacji, wszystkiego, co moich włosów dotyczy. Należę do osób, które muszą wszystko zapisywać, by w ogóle odnaleźć się w otaczającym je świecie ;)

Dla kogo?

Dla wszystkich, których to zainteresuje. ;)


Pozdrawiam,

 gina genius