sobota, 5 października 2013

Dekoloryzacja w domu - dekoloryzator Renee Blanche - moja opinia

Witajcie :)

Jak to z kobietami bywa... Zapragnęłam zmiany. ;) Obiecałam sobie, że zapuszczam włosy, więc zmiana fryzury nie wchodziła w grę. Postanowiłam zatem zmienić coś w kolorze mojej czupryny.

Dekoloryzację preparatem od Renee Blanche robiłam już czwarty raz. Za każdym razem dowiadywałam się o tym środku czegoś nowego, mogłam poprawić swoje wcześniejsze błędy. Może mój wpis pomoże komuś z Was ich uniknąć lub nie rozczarować się, tworząc nierealne wyobrażenia.




W opakowaniu dekoloryzatora Renee Blanche znajdziemy 2 tubki preparatu (które należy zmieszać w stosunku 1:1) oraz dwie pary rękawiczek. Każda tuba ma po 100 ml. Na moje włosy o długości za łopatki produktu wystarczyło mi na dwukrotną dekoloryzację. Według producenta można zabieg powtórzyć do 3 razy jednego dnia. Wcześniej decydowałam się na przeprowadzenie zabiegu tylko raz, jednak z doświadczenia wiedziałam już, że do koloru, jaki chcę osiągnąć, jest to zbyt małe "ściągnięcie" koloru.



Z poprzedniej notki wstawiam zdjęcie koloru moich włosów sprzed dekoloryzacji. Jest to ciemny, chłodny brąz. Zależało mi na delikatnej korekcie koloru. Chciałam by mój brąz był bardziej kasztanowy, wpadał lekko w czerwień lub rudy, ale wiadomo, jak jest - mogłam spodziewać się dosłownie wszystkiego.

Zmieszałam po 50 ml z każdej tuby i za pomocą pędzelka zaaplikowałam na włosy, choć chyba wygodniej jest nakładać preparat rękami. Jeśli ktoś z Was się interesował tym dekoloryzatorem, to wszędzie jest napisane, że śmierdzi okrutnie, jak szambo. Cóż... Nie sposób się nie zgodzić. :D Śmierdzi, ale da się to wytrzymać, na szczęście nie jest to duszący zapach, po prostu nieprzyjemny. Ale jak ma pachnieć taka chemia? ;)

Producent zaleca trzymać produkt 20 minut, kontrolując proces wybijania pigmentu. Na moich włosach przez ten czas nic nie było widać. Zaglądałam pod czepek, a tam ciągle było ciemno, jednak wiedziałam z poprzednich dekoloryzacji, że po spłukaniu kolor będzie jaśniejszy. Postanowiłam jednak na własną odpowiedzialność trzymać produkt na włosach 40 minut.

Umyłam włosy 3 razy szamponem o neutralnym pH - Babydreamem. Wypłukanie pigmentu jest sprawą najważniejszą przy dekoloryzacji, zatem trwa to bardzo długo i warto się do tego przyłożyć. Ten szampon niestety tak plącze mi włosy, że... Ech, bardzo się męczyłam. ;P Do ostatniego mycia dodałam sok z połowy cytryny, by zamknąć łuski włosów. Nie nakładałam żadnej odżywki, by włosy były dobrze oczyszczone do drugiego etapu dekoloryzacji.
Włosy wysuszyłam i wyglądały tak:




Nierówny, sprany lis... Nic ciekawego. Martwiłam się tym, że mam całe włosy w "ciapki", bo przy poprzednich razach przekonałam się, że po farbowaniu nierówności są prawie niemożliwe do usunięcia i tak, jak wyglądają włosy po dekoloryzacji, tak będą wyglądały z nowym kolorem. Nie martwiąc się zbytnio, zrobiłam wszystko identycznie, jak za pierwszym razem. Dodając tylko płukankę z octu na sam koniec. To bardzo ważne, bo bez tego kolor ciemniał mi znacznie na następny dzień.




Za drugim razem kolor bardziej się wyrównał i wyglądał znośnie. W tym momencie można odczekać kilka dni zanim zafarbuje się włosy. Jednak z moich doświadczeń wynika, że lepiej zrobić to od razu. Zwykle następnego dnia kolor ciemniał nieco, i tak z każdym myciem, a później farba niewiele zmieniała. Zresztą, nie chciałam się tak pokazywać ludziom ;)

Do koloryzacji wybrałam farbę Joanny Naturia o kolorze Porzeczkowa czerwień, z tym, że zamiast utleniacza o mocy 6%, wybrałam 9%. Po dekoloryzacji należy pamiętać, by wybrać odcień farby o kilka odcieni jaśniejszy niż ten, który chcemy uzyskać. Na zdjęciu jest jeszcze odcień Palona kawa, w razie, gdyby na głowie była katastrofa i trzeba byłoby ratować sytuację :D




Bałam się, że odrost (miał 0,5 cm) złapie na żarówiasty czerwony, a reszta będzie ciemna, więc położyłam farbę najpierw na długość włosów, a na sam koniec na odrosty, nieszczególnie się do tego przykładając. Jakoś intuicyjnie postanowiłam potrzymać farbę na włosach krócej niż zwykle. Trzymałam ją 20 minut. Po zmyciu byłam na początku rozczarowana, bo wydawało mi się, że nie ma żadnej różnicy. Jednak po wysuszeniu ukazał się "rudo-czerwony" poblask. Było już za ciemno, by zrobić zdjęcia w świetle naturalnym, więc użyłam lampy, zatem możecie sobie wyobrazić, że efekt był ciemniejszy w rzeczywistości.



Nie wiem, jak to działa, ale zawsze to obserwowałam, że po dekoloryzacji z każdym dniem, każdym myciem - włosy jaśnieją. I już dziś po wstaniu i umyciu ich - kolor był znacznie jaśniejszy i bardziej wpadał w rudy. Z czego jestem zadowolona.



 Przepraszam za te słabe "samojebki", ale nie mam żadnego fotografa przy sobie chwilowo ;)

Jestem bardzo zadowolona z efektu. Nie jest to drastyczna zmiana, ale zauważalna. Wydaje mi się, że w takim ciepłym kolorze jest mi bardziej do twarzy. Zobaczymy, co będzie dalej. Będę dawać znać. ;)

Niezaprzeczalnym plusem tego dekoloryzatora jest to, że nie niszczy włosów, minimalnie je wysusza, choć obstawiam, że bardziej wysuszyło je 6-krotne mycie w ciągu jednego dnia i 2-krotne suszenie suszarką. Po wprowadzeniu bogatej pielęgnacji, wszystko szybko wraca do normy. Polecam wszystkim dziewczynom, które chcą coś zmienić. Kiedyś gdy miałam niemal czarne włosy, myślałam, że nic ich nie ruszy, bez wizyty u fryzjera i zapłaceniu wielkich pieniędzy. Dekoloryzator RB kupiłam za 40 zł + 14 zł za farby (dla mnie Joanna jest ok, choć gdybym miała więcej pieniędzy, pewnie zainwestowałabym w dobrą farbę fryzjerską) - taka cena za zmianę i lepsze samopoczucie - to niewiele. ;)

Jeśli o czymś zapomniałam - pytajcie :)

Pozdrawiam,

gina genius

sobota, 28 września 2013

Przesuszone włosy przez ponad 2 miesiące - co mi pomogło, co mi zaszkodziło?

Witajcie.

Przez ostatnie dwa miesiące miałam mały włosowy "kryzys"... Mimo ciągłych starań o piękne włosy, bogatą (i jak mi się wydawało właściwą) pielęgnację, moje włosy nie odwdzięczały mi się ładnym wyglądem. Byłam zaskoczona, bo zwykle najlepiej wyglądały latem, gdy było mało wilgoci w powietrzu i dbałam o nie intensywnie nawet podczas moich wyjazdów.
Nie było nawet, co robić jakiejś aktualizacji, bo włosy były przesuszone, matowe, źle się układały, skóra głowy wiecznie była przetłuszczona. Wyglądało to mniej więcej tak (chociaż to są bardziej korzystne dni, bo chciałam zrobić ładne zdjęcie, więc możecie sobie wyobrazić, jak źle było w te "normalne" dni):


Nie do końca wiedziałam, co im tak szkodzi, więc postanowiłam odrzucić używane produkty, wymienić je na nowe lub te, które kiedyś mi służyły.

Mam kilku kandydatów, których użycie prawdopodobnie niekorzystnie wpłynęło na moje włosy:


1. Farba Garnier Olia - chyba nie jestem pierwszą, która się skusiła na tę farbę. Nie wiem, co mnie tak otumaniło, że wrzuciłam ją do koszyka, będąc w Rossmannie. Chyba jakaś promocja i chęć wypróbowania czegoś nowego. Takiego przesuszu nie miałam na głowie nigdy. Jedno wielkie siano.

2. Olej arganowy - wiele osób może się zdziwić. Mnie też to dziwi. Nie spotkałam się z żadną negatywną oceną tego oleju, oglądając niesamowite efekty u dziewczyn na blogach, sama się skusiłam. Nie chciałam kupować kosmetyków ze znikomą ilością olejku arganowego, wolałam zainwestować w olej. Kupiłam na doz.pl ten z Profarm. Na początku myślałam, że może nałożyłam go za dużo, nie rozumiałam, dlaczego raz mam po nim tłuste włosy, a raz zupełnie przesuszone. Próbowałam w każdej formie, na sucho, na mokro, na "rosołek"... Wszędzie porażka. Najczęściej włosy były matowe, obciążone, ale jednocześnie suche. Po tym, jak doprowadziłam włosy do porządku, dałam mu jeszcze jedną szansę - efekt był podobny. Nie wiem, dlaczego moje wysokoporowate włosy go nie lubią. Podobnie działał olej lniany, który również spowodował puch.

3. Woda brzozowa - borykam się obecnie z wypadaniem włosów, nie miałam innej wcierki w planie, więc spróbowałam. Na początku nie widziałam negatywnych skutków, ale po dwóch tygodniach bardzo swędział mnie skalp, wcierka przyspieszała przetłuszczanie się włosów i ogólnie nie zrobiła dla mnie chyba nic dobrego.

4. Używanie zbyt wielu różnych produktów jednocześnie. Chcąc moim włosom "dogodzić" fundowałam im istny rollercoaster. Chciałam wypróbować wszystkie nowości "teraz-zaraz-już" i trochę szalałam.

5. Za dużo protein. Nie byłam świadoma, że maska Fructis wygładzająca zawiera proteiny, nie przyjrzałam się składowi, ponieważ byłam przekonana, że kupuję inną wersję. Swoją maskę kupiłam w Biedronce, wersję niemiecką, która jak się okazało protein miała mnóstwo. Do tego dokładałam sobie Kallosa Latte czy coś innego z proteinami i było nieciekawie.

6. Używałam kosmetyków w zbyt dużych ilościach. Tak chciałam im znów dogodzić, że nie żałowałam sobie odżywek, masek, często kładłam je na skórę głowy, przez co były obciążone i wiecznie jakby "niedomyte".

Wzięłam sprawy w swoje ręce i postawiłam na taki zestaw:



Szampony:
- oczyszczający: Yves Rocher Volume
- delikatny: Equilibra Tricologica

Olej:
- oliwka Babydream

Odżywka ds.:
- Garnier Awokado i Karite
- Mrs. Potters Ochrona Koloru
- Garnier Oleo Repair (brakuje na zdj.bo już wyszła ;))

Maski:
- Keratin Reconstructor
- Keratin Plus b2 Broaer

Odżywka bs.:
- Gliss Kur Oil Nutritive

Myślę, że zachowuję równowagę i trzymam się mojego planu. Wystarczyły niecałe 2 tygodnie takiej pielęgnacji, by włosy wróciły do siebie. Największym odkryciem jest oliwka Babydream, która idealnie nawilża moje włosy i dociąża je, bez obciążenia. Bardzo pomogły mi też te dwie maski. Kupiłam je zupełnie w ciemno w TKMaxx, nie mogłam znaleźć żadnych opinii o nich w Internecie. Mają bardzo ciekawe składy, bogate w oleje, keratynę oraz proteiny, jednak stosuję je ostrożnie - raz w tygodniu na pół godziny.

Włosy z dzisiaj:


I porównanie długości z sierpnia. Coś tam sobie rosną powoli, ale niedługo je podetnę.


Pozdrawiam ciepło,

gina genius

piątek, 14 czerwca 2013

Aktualizacja włosowa


Na moim blogu nietypowo dość aktualizacje włosowe są w połowie miesiąca, zatem zapraszam ;)



Pielęgnacja w tym miesiącu:

Szampony: 
- szampon aloesowy AloeBio50
- szampon Barwa żurawinowa

Odżywki:
- Garnier Awokado i Karite

Maski:
- Anti-Age Organique
- Ziaja wygładzająca
- Kallos Latte

Oleje:
- awokado
- z pestek winogron
- rzepakowy

Inne:
- na końcówki balsam Yves Rocher lub jedwab CHI
- Jantar na skórę głowy

Myślę, że wywiązywałam się sumiennie z obowiązków włosomaniaczki w tym miesiącu ;) Ciągle bardzo się staram i nie ustaję w działaniu. Połowa maja i początek czerwca były dla mnie trudne w związku z pogodą. Moje porowate włosy nie znoszą wilgoci, o czym już pisałam kilka postów temu. Teraz na szczęście jakoś dają radę. ;)

W tym miesiącu ważnym wydarzeniem było farbowanie farbą Color&Soin na znacznie ciemniejszy odcień, o czym pisałam 2 posty temu. Kolor wypłukuje się powoli, uwydatniając niedokładność w farbowaniu z tyłu głowy.

Z innych przemyśleń... Ciekawe i zarazem niepokojące jest to, że moje włosy do tego stopnia lubią różnorodność, że moi do tej pory ulubieńcy w pielęgnacji, jak maska Alterry z granatem czy maska Organique teraz totalnie nie robią z moimi włosami NIC. I tak zauważam jest co jakiś czas, że muszę polować na nowe kosmetyki, bo tamte sprawdzone już się nie sprawdzają. Też tak macie?

A teraz porównanie długości z kwietniem. Szału nie ma, ponieważ na początku maja byłam u fryzjera i straciłam 2 cm. Ale wizualnie widzę, że są dłuższe, co mnie cieszy. ;)



Nadal walczę o piękne włosy :) A jak Wam się to udaje w czerwcu?

Pozdrawiam,

gina

środa, 12 czerwca 2013

Nie znoszę siebie za ten... zakupo-włoso-holizm.


Z powodu braku czasu nie zrobiłam majowego posta zakupowego, więc ten będzie zbiorowy. Mimo iż nie kupiłam tego wszystkiego w ciągu jednego miesiąca, jak zwykle, czuję się winna... Znacie to? Przychodzi początek miesiąca, na koncie pojawiają się środki, a ja pędzę, jak szalona na zakupy, tłumacząc sobie, że to wszystko jest mi potrzebne ;)

Oczywiście moje zużycia są też spore, bo myję włosy co 1-2 dni, ale jednak... Oprócz tego co jest na zdjęciach oczywiście wpadły jakieś lakiery do paznokci, cienie do powiek... Tu 5 zł, tam 10 zł, "przecież to niewiele" i buuum. Na koncie bieda :D

Na początku miesiąca żyję, jak bogaczka, natomiast w połowie miesiąca kupuję tylko śladowe ilości jedzenia, czekając do pierwszego... ;-)

Czy można się tego oduczyć? Skrupulatnie zapisuję każdą kupioną rzecz, na koniec miesiąca robię rozliczenie i zapisuję uwagi do następnego miesiąca. Ile razy kupuję coś pod wpływem impulsu "hm, jakie ładne opakowanie", "niezły skład", "za chwilę przecież skończy mi się ten szampon"... A w tym miesiącu dodatkowo dopadło mnie chomikowanie, ponieważ przeprowadzam się do kawalerki, mój budżet bardzo zubożeje i wpoiłam sobie, że teraz muszę robić zapasy o_o

Niemniej pokazuję te moje "zdobycze", których recenzje będą się stopniowo pojawiać, ale o niektórych mogę już co nieco powiedzieć.


1. płyn do higieny intymnej, żurawina, Bielenda
2. szampon do włosów suchych aloesowy, Ziaja (jako sls-owy zdzierak)
3. szampon nawilżający AloeBio50 (nie było szamponu Equilibra, więc postanowiłam kupić ten, zwłaszcza, że ma 50% soku aloesowego, a nie 20%, jak Equilibra, ale niestety jest to moje wielkie rozczarowanie, zrobię porównawczą recenzję obu szamponów)
4. płyn do mycia twarzy, Normacne Preventi, Dermedic (bubel, jakich mało, pisałam już o nim wcześniej)
5. jantar, Farmona (na zdjęciu powinny pojawić się jeszcze 3 butelki...)
6. olej z nasion winogron (kolejne szukanie ulubieńca wśród olei)
7. nawilżający krem z kwasem hialuronowym, arbuzowe orzeźwienie, Apis (ach ach ach :3)
8. żel pod prysznic, green tea, L'Occitane (nie byłoby mnie na niego stać, prezent od TŻ :))


1. szampon Love2mixOrganic z proteinami pereł
2. szampon Trzy Zioła (kolejny zdzierak sls-owy...)
3. balsam do ciała Sanoflore cytrynowy (co za śmierdzący bubel...)
4. odżywka Avocado Oil Treatment Wax, Beauty Formulas (chyba się polubiliśmy)
5. zbiór olejków od Babuszki Agafii (faza testów)
6. pianka do golenia Joanna Sensual
7. mgiełka aloesowy Equilibra
8. mydło w płynie Usque (poleciałam na opakowanie)
9. odżywka Garnier Ultra Doux AiK (klasyk, który także pokochałam)
10. masło do biustu Love2mixOrganic (coś przecudownego, zapach i działanie)


1. kremowy żel pod prysznic Greenland (uwielbiam tę firmę, do zdobycia stacjonarnie w Hebe)
2. maska Garnier Fructis Nutri-gładki (z polecenia blogerek, super sprawa)
3. szampon aloesowy Equilibra (gdy tylko się pojawił na doz.pl już był mój ;))

A na koniec małe wspomnienie moich czerwonych włosów w mini-sesji z początków włosomaniactwa:

Pozdrawiam, 

gina

niedziela, 9 czerwca 2013

jak przestać być czerwonowłosą...


Ach, nadszedł ten czas. ;) Wiedziałam, że już długo nie wytrzymam. Uwielbiam czerwone włosy, ale przy moich wysokoporowatych włosach często byłam niezadowolona z ich wyglądu. I też zawsze miałam świadomość, że lepiej wyglądam w ciemnych. Już od dwóch farbowań przyciemniałam je, jednak po 2 tygodniach zwykle nie było śladu po przyciemnianiu. Teraz postanowiłam działać bardziej radykalnie, chociaż obstawiam, że kolor częściowo również się wypłucze.

PS. Przepraszam za moją "umarłą" twarz na zdjęciach, ale nie maluję się chodząc po domu, więc jestem całkowicie saute ;)

Tak było kilka dni temu:


Jak widzicie - mimo tego, że mam zdrowe włosy (jestem po podcięciu niedawno, nie mam ani jednej zniszczonej końcówki) i bardzo o nie dbam, trudno mi zniwelować to puszenie i wysuszenie (które też jest tylko wizualne, bo w dotyku włosy są miękkie i nawilżone). Jedynie odżywki i maski silikonowe (których używam rezolutnie) są w stanie trochę zminimalizować ten efekt. Czerwone włosy to wzmagają i dodatkowo włosów zdaje się być bardzo dużo, za dużo dla mnie. Dlatego zdecydowałam się na ich przyciemnienie. Wybrałam farbę Color&Soin, odcień 5b, czekoladowy brąz. Chciałam zachować nieco czerwonego refleksu. Jednak farba złapała bardzo mocno.




(Obiecuję, że zrobię lepsze zdjęcia po farbowaniu, te są tak na szybko zrobione. )
Jak możecie również dostrzec - samodzielne farbowanie w domu dało się we znaki, bo gdzieś z tyłu są "niedoróbki", poprzedni kolor prześwituje, ale przy kolejnym farbowaniu postaram się to wyrównać. Ogólnie jestem niesamowicie zadowolona z tej farby, ponieważ włosy po niej są niesamowite - lśniące, ujarzmione, wygładzone. Farby jest naprawdę dużo, aplikacja jest przyjemna. A kolor mimo iż inny niż zakładałam, bardzo mi się podoba. Wróciłam do dawnych czasów. ;) Mam nadzieję, że nie będę tego żałować. Ale jak to z kobietami bywa... Zapewne, gdy już zapuszczę włosy do długich-długich wrócę do czerwieni. :)

pozdrawiam,

gina genius ;))




czwartek, 6 czerwca 2013

Majowe denko + plany na kolejny miesiąc


Witajcie, moje prowadzenie bloga jest bardzo nieregularne, ale chcę się zająć tym poważniej już po zakończeniu sesji na uczelni.

Dzisiaj krótkie denko majowe (było ich więcej, ale wyrzuciłam opakowania z przyzwyczajenia) + plany na wykończenie kilku kosmetyków na czerwiec. Większości z nich zostało mi na jedno-dwa użycia, więc będzie łatwo. ;)



1) płyn do higieny intymnej AA - piękny różowy kolor, przeźroczysta butelka, co bardzo lubię, jak i wygodna pompka. ;) Ładnie pachniał, spełniał swoją rolę, kupię ponownie :)
2) szampon Yes To Carrots - mój faworyt w kwestii zmywania olejów, delikatnie myjący szampon do codziennego użytku, bardzo go lubiłam, więcej możecie przeczytać o nim w mojej pielęgnacji. Raczej nie kupię ponownie ze względu na cenę i to, że lubię testować nowe produkty.
3) żel pod prysznic Yves Rocher o zapachu jeżyny - to już moja kolejna butelka. Bardzo lubię za zapach i nawilżenie.
4) oliwka pielęgnacyjna HiPP - mój pierwszy kosmetyk do olejowania, skończył się po kilku miesiącach, ale używałam też do ciała, gdzie lepiej się sprawdził. Na włosach nie widziałam efektu. Nie kupię ponownie.



5) szampon żurawinowy Barwa - zdzierak z SLS, przepiękny zapach, włosy po nim były nieco splątane i szorstkie, co znikało po nałożeniu odżywki/maski. Używałam raz w tygodniu do porządnego oczyszczenia, bardzo lubilam mimo wszystko i pewnie kupię ponownie.
6) płyn micelarny BeBeauty - mój faworyt, też kupiłam 2 butelki w zapasie, nie zwariowałam aż tak, jak co niektóre dziewczyny ;) Mam nadzieję, że kiedyś wróci, bo ładnie czyści i nie piecze.
7) antyperspirant Lady Speed Stick - po nieudanych przygodach z Rexoną, przerzuciłam się na LSS i nie żałuję, ładne zapachy, porządne działanie, kupię.


A to moja lista do wykończenia, oprócz żelu do twarzy, który kompletnie nie przypadł mi do gustu, wszystko raczej powinno być łatwe do wykończenia ;) Chyba będę tym żelem myć dłonie, bo już naprawdę nie wiem, co z nim robić. ;p

Na koniec moje dzisiejsze włosy. Ogólnie z powodu pogody moje włosy przeżywają trudne chwile. Wilgoć robi z nich kupkę siana. Staram się jakoś sobie z tym radzić i spryskuję je mgiełką aloesową, zaplatam warkocz dobierany na noc, rano rozpuszczam i uzyskuję tego typu fale, które jako tako wyglądają w deszczowe dni...


Pozdrawiam,

gina genius

niedziela, 5 maja 2013

Wizyta u fryzjera + porównanie długości po pół roku zapuszczania włosów


Witajcie!

Zgodnie z zapowiedzią, nie ominęła mnie w ten weekend majowy wizyta u fryzjera. ;-)
2 centymetry poleciały, ale nie było mi ich żal, ponieważ wiem o co walczę - o długie, ale przede wszystkim ZDROWE włosy, a 4 miesiące przerwy od fryzjera jednak były widoczne.
Końcówki były zmęczone, wysuszone, a momentami widziałam małe rozdwojenia, które chciałam ukrócić. Dosłownie. ;)))

Po tej wizycie prezentowały się tak:

Oczywiście - włosy są wyprostowane oraz potraktowane silikonową odżywką fryzjerką.


Minęło ponad pół roku mojego włosomaniactwa, które rozpoczęło się w momencie wpadnięcia na pomysł, by znów zapuścić włosy. I muszę powiedzieć, że wiele się nauczyłam przez ten czas. Jak większość początkujących odrzuciłam całkowicie silikony na rzecz bardzo naturalnej pielęgnacji, która służyła mi w przypadku szamponów, jednak nauczyłam się, że silikony nie są złe, jeśli wybiera się te zmywalne wodą lub w przypadku innych oczyszcza się włosy silniejszym szamponem raz w tygodniu, co robię. Na szczęście ominął mnie zakupowy szał, który dopada początkujące włosomaniaczki. Powoli próbuję różnych produktów, jednak staram się nie dawać ponosić chwili i czekam aż opróżnię łazienkowe półki i dopiero próbuję innych kosmetyków.

Uważam, że włosy przez te pół roku urosły mi sporo. Podcinałam je dwukrotnie - w lutym poszło 3 centymetry, a teraz w maju 2 cm - tak więc gdyby nie to, efekt byłby lepszy. Nie przesadzam z przyspieszaczami wzrostu, stosowałam tylko Jantar oraz kurację CP, która, jak już pisałam niewiele dała. Nie będę ich do niczego zmuszać, niech rosną swoim tempem ;)

Wszyscy kochamy zdjęcia porównawcze ;) zatem poniżej porównanie listopada z majem. Należy wziąć pod uwagę, że włosy są wyprostowane, więc wydają się dłuższe, ale z kolei na pierwszym zdjęciu mam dosyć mocno odchyloną głowę. ;) Tak czy siak najbardziej cieszy mnie to, że nareszcie udało mi się wyrównać włosy po dosyć radykalnym cieniowaniu.
Mam zamiar trwać w postanowieniu zapuszczenia włosów do połowy pleców.
Życzcie mi powodzenia! ;-)



Pozdrawiam,

gina genius